Z szacunku dla jednego z moich ulubionych reżyserów, próbowałem ten film obejrzeć do końca. Dotrwałem niemal do dwóch godzin. To smutne, kiedy ktoś, kto nakręcił "Mo'better blues", "Jungle fiver", "Do the right thing" czy "Malcolma X" popełnia coś takiego. W prostą, przygodową fabułę o poszukiwaniu ukrytego skarbu, Spike Lee stara się na siłę wdusić antyrasistowskie przesłanie. Do tego, robi to na skróty, zamieniając dialogi w patetyczne przemówienia, zapominając, że kino powinno przemawiać do widza przede wszystkim obrazem. Pozostał żal.